Forum Złamane Serca Strona Główna
Zaloguj

Pokonac odleglosc i czas, byc pokonanym bedac blisko

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złamane Serca Strona Główna -> Nasze historie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zagubiona w myslach
Gość






PostWysłany: Pon 15:15, 06 Lut 2006    Temat postu: Pokonac odleglosc i czas, byc pokonanym bedac blisko

Opowiem Wam historie, ktora jest jednoczesnie zdumiewajaca jak i zabawna, banalna. Historia dotyczy dwoch osob: kobiety i mezczyzny, ktorzy pokonali probe czasu i odleglosci, a zostali pokonani bedac razem, blisko siebie.
Poznali sie, w czasach, kiedy modny byl irc. Ona miala wtedy 17 lat, on 20. Mieszkali w odleglosci 350 km od siebie. On: taki jak sobie wymarzyla, odpowiedni wiek, wyglad, poglady. Ona: byla dla niego przepieknym kwiatem, jednoczesnie w zasiegu reki, jak i zupelnie niedostepnym. Intrygowala go.
Ich pierwsze spotkania na sieci, byly normalne, bez wiekszych emocji. Ale z kazda nastepna rozmowa wzbudzali w sobie wspaniale uczucia. Poznawali sie lepiej. Uwierzyli sobie. Zaczelo sie wydzwanianie. Oczekiwanie na to, kto zrobi pierwszy krok.
Ona pierwsza sie odwazyla i przyjechala do niego, pod byle pretekstem. Spotkali sie... znali sie przeciez, jak lyse konie. Gadali ze soba juz dobry rok. Widzieli mnostwo swoich fotek.
Ona byla nim oczarowana. Byl taki jak sobie wymarzyla. Byl taki jak na sieci. Te same teksty, "zachowania". On, jak tylko ja zobaczyl zakochal sie. Bez pamieci, jak twierdzil.
Kiedy wieczorem stali na dworcu i zegnali sie, przytulil ja. Jego cialo cale drzalo, kiedy byla w jego objeciach. Na do widzenia dal jej buziaka w policzek. Bo nie odwazyl sie na wiecej. A ona chciala go wyprobowac: na ile sobie pozwoli. Ten egzamin zdal na 5+.
Trzy miesiace pozniej, przyjechal do niej. Zostali para. Zakochani. Chociaz dobrze wiedzieli, ze bedzie trudno. Ta odleglosc. On studiowal. Ona byla w szkole sredniej. Spotykali sie bardzo rzadko. Jak dobrze bylo, widzieli sie raz w miesiacu. Przez sobote i niecala niedziele. Najczesciej jednak czekali na wspolne chwile przez 6-7 tygodni.
Wszystko ukladalo sie wspaniale: byla wyrozumialosc, byla tesknota, bylo zakochanie. Byla chyba przede wszystkim tesknota. Serce bolalo, kiedy nie mogli sie doczekac, tej wymarzonej soboty i niedzieli. Byla zlosc i bezradnosc, kiedy musieli wracac do siebie. Kiedy odjezdzal. A ona sama zostawala. Kiedy widziala jak pociag odjezdza i mogla stac tylko na peronie, ocierac slone lzy i gniewac sie, ze los, dal jej ukochanego, ktory mieszkal tak daleko. Zakochani. Po kilku dniach gorycz przechodzila i znow tesknili do siebie i wspominali co wspolnie przezyli. Byli szczesliwi. Pamietali, co sobie powiedzieli na poczatku. Wiedzieli, czym jest zwiazek na odleglosc. Jak to smakuje. Kochali. Rozmawiali codziennie, ircowali godzinami. Na wakacje spotkali sie na dluzej. Zapobieglo to kryzysowi, w ktory po woli zaczynali wchodzic. Za malo spotkan, za krotkie. Ale wakacje, odbudowaly ich uczucia i znow zycie nabralo dla nich smaku. Znow byly nocke rozmowy na ircu. Spotkania raz na miesiac. Dali rade.Tak minal rok.
Wreszcie przyszedl czas.. Zdala mature i dostala sie na uczelnie tam gdzie on. Zamieszkali razem. Nie mogli sie soba nacieszyc. Nocami nie spali. On zaczal pracowac. Ona studiowala. Mieli mnostwo czasu dla siebie. Brali z zycia garsciami. Spacery, wyjscia, znajomi. Pieknie, kolorowo. Zycie kwitlo. Nic nie mogli chociec od zycia wiecej. Tym bardziej, ze oni coraz bardziej kochali. Pozniej byly wakacje. Wyjechali nad morze. I bylo im dobrze ze soba. Nic nie musieli mowic, a rozumieli sie.
Po wakacjach, on zaczal studia zaocze. Mial coraz mniej czasu dla niej. Praca i studia. Ciezko bylo pogodzic jedno z drugim. Ale dawal rade. A ona byla odsunieta lekko na bok. Tlumaczylo to jako stan przejsciowy. I chyba tak bylo. Wkrotce potem zareczyli sie. Zaplanowali slub w odleglym terminie, by chociaz jedno z nich mialo wyzsze wyksztalcenie. Mozliwosc, pozorna, pracy na lepszy stanowisku. Przeciez musieli sie jakos utrzymac.
I znow nastaly piekne dni. Sloneczko dla nich swiecilo. Kochali. Bylo jak dawniej. Wspolne wieczory, zarwane noce. Ciezko przepracowane dni. Ale wiedzieli, ze tego chca. Przeciez pokonali probe czasu i odleglosci! Mieli asa w rekawie.
Za szybko pochwalili dzien przed zachodem slonca. Nadszedl czas, kiedy konstrukcja ich zwiazku zaczela sie sypac. Byl to dlugi okres. Minal kolejny rok. Zyli jakas cicha nadzieja, ze wszystko bedzie dobrze, ze sie ulozy. Niestety bylo coraz gozej. Wdarl sie brak zaufania, strach. Otrzezwieli z zakochania, zobaczyli swoje wady. Starali sie je pokonac. Nie bardzo im to szlo. Znow minelo troche czasu. Data slubu nadchodzila nieublagalnie. Byli niepewni. On nie chcial zerwac, bo bal sie samotnosci. Ona nie mogla juz tak dluzej zyc. Meczylo ja wszystko: on, jego dom, rodzice, "tescie". I zamiast wyjasnic sprawe, to przedluzali ja. Okazalo sie, ze potrafia rozmawiac ze soba tylko na sieci. W rzeczywistosci, nie poruszali waznych spraw. Zobaczyli straszne roznice jakie ich dziela. NIe chcieli ich pokonac? Nie mieli sily? Ranili siebie wzajemnie, chociaz czesto nie specjalnie.
Na Boze Narodzenie byly zareczyny. Na ostatnie swieta zerwala z nim. Chociaz blagal ja na kolanach: nie rob tego, nie zostawiaj mnie, prosze, bardz ze mna. Ale ona nie umiala mu zaufac, po tym, jak oszukal ja w bardzo waznej sprawie. Jak zatail wazne informacje. Kiedy poczula sie ponizona, oszukana, niemal zdradzona. Ciezko bylo jej podjac taka decyzje: chciala cos do niego czuc, czula cos, co ich laczylo do tej pory... Ale nie miala do niego za grosz zaufania. Ciezko bylo, ze wzgledu na dawne lata. Wierzyla, ze kto pokona odleglosc i czas, stworzy silny zwiazek i nic go nie pokona. Niestety.. albo sie mylila...? Albo... ?

(Dzisiaj, mieszkaja obok siebie. Spotykaja sie. Dali sobie szanse. Ostatnia? Pary nie tworza. Zastanawiaja sie. Analizuja. Wiedza, gdzie byl blad. Ale jak go naprawic? Jak odbudowac ta zawalona konstrukcje. On sie stara, zyje nadzieja. Wierzy, w lepsze jutro. Ona uczy sie zaufania. Boi sie, ze nie podola wyzwaniu i ze bedzie musiala mu zadac kolejny cios.
Czy tak sie zachowuje ktos komu nie zalezy?
Czy maja szanse stworzyc cos co pozwoli im wspolnie zyc?
Czy naprawia konstrukcje?)

...albo?
.... moze nie kochali prawdziwie?
Powrót do góry
BWMSDKZB
Administrator



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:57, 07 Lut 2006    Temat postu:

Ludzie są tylko ludźmi , popełnianią błędy.
------------------------------------------------------------------
Nie wiem czy szukamy ideałów i kiedy pokochamy tą osobę to myślimy że znaleźliśmy? Odkochujemy się , przyzwyczajamy i stwierdzamy to jednak nie ta osoba...? A co później znowu to samo ? I mając z 30 lat (lub mniej) zakochujemy się kolejny raz i co robimy ? ślub? Bo ileż mozna , trzeba w końcu się ustatkować , a jeżeli ją przestanę też kochać ? Trudno.. Ale będę miał żonę , później dzieci, od czasu do czasu pójdę "zaruchać". No i później na starość będę miał przy kim się zestarzeć. I koniec , śmierć. Tak ma wyglądać życie ? Będąc babcia , dziadkiem , siedząc w bujanym fotelu bedziemy zastanawiać się , czemu zrobiłem to co zrobiłem, czemu popełniłem ten błąd, jak by moje życie wyglądało gdybym poszedł inną ścieżką?
To takie moje cyniczne konkluzje...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
***
Gość






PostWysłany: Śro 0:16, 22 Lut 2006    Temat postu:

najczesciej tak jest: na poczatku pieknie a pozniej sie wszystko wali ale tzreba zyc nadzija ze bezdie dobrze.pozdrowionka
Powrót do góry
Kasia




Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:52, 23 Lut 2006    Temat postu: ...

Jesli cos juz sie zacznie sypac w zwiazku to nie masz szans tego naprawic. Zawsze pozostana rany na sercu. Moze nie bedziecie chcieli do tego wracac ale to samo worci do Was. Ja mam juz to wszystko za soba, powoli dochodze do siebie chociaz nie powiem że było bardzo ciężko zostawić to wszystko. Ale jednak na dzień dzisiejszy tego nie załuje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gila
Gość






PostWysłany: Sob 22:29, 25 Lut 2006    Temat postu:

W zyciu bywa roznie zycie czesto nas rani Sad( ja mialam sytuacje taka tylko ze ten chlopak mieszkal blisko mnie od poczatku bylo wszystko slicznie a potem zaczelo sie sypac Sad(
Powrót do góry
scarlet




Dołączył: 18 Sie 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Pią 16:17, 18 Sie 2006    Temat postu:

ja tez próbowałam, kochałam go całą soba, był całym moim światem, wspólne plany, wspólni znajomi, kochałam, myślałam że jestem kochana, pomyliłam się i to bardzo, do tej pory chce zapomniec, tymczasem analizuje, jak to sie stało że odszedł?? dlaczego odszedł?? oboje mamy twarde charaktery, cche zapomniec i ułożyc sobie zycie jeszcz raz, ale z każdą pierołą lece do niego, nie umie samodzielnie funkcjonowac, teraz na wakacjach zaczełam sama podejmowac decyzje, byłam uzeleżniona od niego, stawiam pierwsze kroki, samodzielne kroczki, boje sie, cholernie sie boje, juz prawie rok jak mnie zostawił, bo sie wypalił, a ja nie umie ułożyc sobie życia, on zaprząta mi myśli, w głowie mam milion wspomnień, nie umie nie chce może zapomnieć??

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
klaudia
Gość






PostWysłany: Pon 13:14, 21 Sie 2006    Temat postu:

wierze że wam sie uda... i nam nadzieję że bedziecie znowu razem..
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złamane Serca Strona Główna -> Nasze historie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin