Forum Złamane Serca Strona Główna
Zaloguj

Czy to ma sens?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złamane Serca Strona Główna -> Miłość w tarapatach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
smerfetkaa
Gość






PostWysłany: Śro 20:31, 19 Lut 2014    Temat postu: Czy to ma sens?

Proszę Was o radę. Byłam z pewnym mężczyzną 4 miesiące. Zamy się przez pracę. On pracuje w bliźniaczej restauracji, czyli na co dzień się nie widujemy. Rok temu moja współpracowniczka walczyła o jego względy, ale na marne. Nawet się nie spotykali. Kiedyś przypadkiem tak się zdarzyło, że pracował w mojej knajpie kilka dni. Wtedy zaiskrzyło. Wszystko powoli. Zaczęły się wymiany wiadomości na fb, później wymiana numerów telefonów, pierwsze spotkanie. Spotykaliśmy się coraz częściej. Po tygodniu znajomości zrobił imprezę urodzinową dla rodziny i mnie na nią zaprosił. Zabierał mnie do znajomych. Widać było, że mu zależy. Od początku podchodziłam do tego "związku" z dystansem, ponieważ moje poprzednie związki szybko się kończyły, a poza tym wiem jak było z moją poprzedniczką. Bałam się nagłego odrzucenia. On szalał za mną. Sterał się, gotował dla mnie. Spotykaliśmy się co tydzień na 2 - 3 dni. Przyjeżdżałam do niego. Niestety mieszkam w kawalerce z koleżanką więc rzadko miałam możliwość zaproszenia go do siebie. Po pięknych 3 miesiącach jego starań zbliżał się sylwester. Przyjechałam do niego 30 grudnia. Zawsze powtarzał, że jeśli dzwoni jego telefon, a nie może odebrać to żebym zrobiła to ja. Mówił też, że mogę korzystać z jego komputera, czyli nie miał nic do ukrycia.
Gdy wyszedł na chwilę przed dom porozmawiać z kolegami chciałam skorzystać z jego komputera. Weszłam na fb i natknęłam się na jego rozmowę z byłą dziewczyna, z którą podobno był bardzo krótki czas a poza tym mieszkała w innym mieście i dlatego to się zakończyło. Wysłał jej życzenia świąteczne. Ona podziękowała i zaczęli pisać o wszystkim i o niczym. Serce mi pękło jak przeczytałam, że napisał jej: "wszystko kojarzy mi się z Tobą" i poprosił żeby podała mu swój nr telefonu. Gdy wszedł do pokoju nie wiedziałam jak mam się zachować, bo z jednej strony było mi wstyd, że czytałam jego prywatne wiadomości, a z drugiej miałam żal. Zachowywałam się chłodno. On ciągle pytał co się stało. Nic nie odpowiedziałam. Następnego dnia wybieraliśmy się na domówkę do jego znajomych. Było wszystko dobrze dopóki nie zaczął bawić się ze znajomymi i mnie zostawiać samą. Wkurzyłam się, że zabiera mnie do znajomych, a później bawi się beze mnie. Zobaczył, że jestem zła i znowu zapytał o co chodzi. No i wtedy wybuchłam. Powiedziałam mu, że nikogo tu nie znam a on ma to gdzieś i bawi się z kolegami, że widziałam jego rozmowę z byłą. Tłumaczył się, że ona nic dla niego nie znaczy, że niby coś źle przeczytałam, że to niby ona sama mu ten nr wcisnęła. Kłótnia była ogromna, ale wróciliśmy do domu. W drodze zapewniał mnie, że jestem najważniejsza, że liczę się tylko ja. Po tygodniu gdy do niego przyjechałam był chłodny. Nawet nie wyszedł po mnie na przystanek. Robił mi na złość. Kiedy powiedziałam, że chcę mu ufać powiedział, że tylko dlatego, że bardzo mnie lubi nie zakończył tej znajomości. Później pisał z kimś smsy przy mnie starając się ukryć, że to robi. Następnie usiadł przed komputerem tak żebym nie widziała z kim pisze. Znowu się wkurzyłam. Wstałam, zaczęłam się ubierać i powiedziałam, że mnie to boli. On myślał, że chce z nim zerwać, a ja po prostu chciałam być sama. Ochłonąć. Odprowadzając mnie na przystanek rzucił kilka tekstów w stylu: "mam nadzieję, że teraz będziesz szczęśliwsza" i z łzami w oczach powiedział, że nigdy nie chciałby mnie skrzywdzić. Rozkleiłam się. Powiedziałam, że nie chce rozstawać się z nim z byle powodu. Poprosiłam żeby nie robił mi na złość. Powiedziałam, że mu ufam i ale mnie to zabolało i potrzebuję czasu żeby ochłonąć, że chcę z nim być, ale musimy zamknąć tą sprawę i do niej nie wracać. Pogodziliśmy się i wróciliśmy do niego. Wszystko było jak na początku, ale on zaczynał coraz mniej do mnie pisać i dzwonić. Miałam wrażenie, że unika spotkań. Wymigiwał się pracą. Nie narzucałam się. Czekałam. Napisałam smsa, że nie chciałabym wywierać jakiejś presji skoro jest zbyt zajęty pracą. Odpisał do dopiero na następny dzień, że przeprasza, że się nie odzywał, ale nie wiedział co ma odpisać i że w sumie to nadal nie wie, ale wie, że musimy się spotkać i porozmawiać. Odpisałam, że wiem i że też tak uważam.
Dwa dni ciszy. Chciałam rozluźnić atmosferę, bo przecież tak naprawdę nic się wielkiego nie wydarzyło. Napisałam: "po co kłócimy się o głupoty". Odpisał, że on nie chce się kłócić i że ciągle robię mu wyrzuty. Przez parę dni znowu niby było dobrze, ale się nie widywaliśmy. On wciąż nie miał czasu. Raz zaplanowaliśmy spotkanie, ale nie wypaliło bo musiał zostać dłużej w pracy. Pisał coraz mniej i mniej. W końcu zapytałam co się dzieje. Powiedziałam, że widzę, że nie jest tak jak było wcześniej i że coś jest nie tak. Powiedział, że sam nie wie, że musimy się spotkać i porozmawiać. Zapytałam kiedy konkretnie. Nie było żadnych konkretów. Wkurzyłam się, że trzyma mnie w niepewności. Zadzwoniłam i powiedziałam: "ignorujesz mnie i moje uczucia. Nie wiem czy chcesz się ze mną spotykać czy nie. Nie odpowiada mi to co jest teraz między nami. Przemyśl to sobie" i się rozłączyłam, Następnego dnia wysłał smsa, że przeprasza, że nie zasłużyłam na takie traktowanie. Nic nie odpisałam. Zaczął wypisywać: "nie będziesz się teraz odzywała?", "nie chcesz się spotkać?". Odpisałam następnego dnia: "Kiedy konkretnie?". Odpisał po paru godzinach. Umawiał się trzy razy i przekładał spotkanie. Trzy tygodnie trzymał mnie w niepewności. W końcu się spotkaliśmy. Powiedział, że chce się rozstać, że chyba nie umie być w związku. Powiedziałam, że ok, przecież nie będę go trzymać na siłę. Ewidentnie się gdzieś śpieszył. Był wystrojony jak na jakąś imprezę. Pospieszał mnie z piciem piwa. Powiedział: "chyba nie zależało ci na mnie tak bardzo skoro tak łatwo znosisz rozstanie" i "myślałem, że będzie jeden wielki płacz i lament". Nie skomentowałam. Powiedziałam, że lubię go i że fajnie spędzało mi się z nim czas.
Przez dwa tygodnie zero kontaktu. Jego współpracownik pracował w naszej kanjpie kilka dni. Kiedy nie było mnie na zmianie opowiedział moim współpracownikom jak to mój były cieszy się wolnością, że po rozstaniu poleciał na urodziny do koleżanki, że poszło mu ze mną łatwiej niż myślał i że wziął mnie na RODZINĘ. Oczywiście te informacje do mnie doszły. Nie chciałam nic z tym robić, ale w końcu stwierdziłam, że nie pozwolę na to żeby takie rzeczy opowiadał o mnie w pracy. Napisałam do niego, że sobie nie życzę, że co mu do głowy strzeliło. On się tłumaczył, że niczego takiego nie mówił, że mówił tylko dobre rzeczy, że powodem zerwania była jego "zryta psychika". Pisał, że jest mu przykro, że tak to się kończy i że zawiódł się na mnie, bo nie wiedział, że jestem tak łatwowierna i że wierzę w plotki. W końcu napisałam wprost co i kto powiedział. Napisałam mu, że bardzo dziękuję mu za to, że naszym związkiem przez cały czas żyły obie restauracje. Nawet kiedy było źle między nami to wszyscy o tym wiedzieli. Odpisał, że ten jego kolega to frajer, że jestem głupia jeśli w to uwierzyłam i że z tą rodziną to obrzydliwe i że teraz już wie, że w pracy nie można mieć ani kolegów ani nikogo innego. Do wczoraj chciałam zerwać kontakt. Powiedziałam mu, że tak będzie lepiej. Nie odpisał już więcej. Ale później dotarło do mnie, że mój były po prostu zwierzał się koledze w pracy a tamten wszystko przekręcił.
Coś nagle we mnie pękło i jak wcześniej myślałam, że odpuszczam tak teraz chcę o niego walczyć. Chcę spróbować. Może to coś da. Może nie jest za późno.
To wszystko wydaje się takie proste i bez uczuciowe. Ale za każdym razem kiedy trzyma mnie w niepewności strasznie to przeżywam. Płaczę, Nie mogę jeść ani normalnie funkcjonować. Byłam z nim bardzo szczęśliwa. Czuję, że to TEN.
Po głowie chodzą mi myśli, że niepotrzebnie miałam aż taki dystans do niego na początku. On mówił: "nie wyobrażam sobie żeby ciebie nie było" a ja go zbywałam tekstem: "lubię cię, ale nie jestem pewna". Bardzo tego żałuję. Może uznał, że nie zależy mi na nim za bardzo, że jest mi wszystko jedno.
Chcę teraz zawalczyć.
Powiedzcie jest sens? Co o tym myślicie?
Powrót do góry
Killerek28




Dołączył: 07 Mar 2014
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sandomierz

PostWysłany: Pią 2:40, 07 Mar 2014    Temat postu:

Eee ludzie Ci odpowiedzieli na Twoje pytanie w innym temacie, który napisałaś...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Złamane Serca Strona Główna -> Miłość w tarapatach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin